Wzrasta liczba małych OZE

2.jpg

Energetyka odnawialna w Polsce rozwija się w coraz bardziej zdecentralizowanym kierunku. Jednym z jej najdynamiczniejszych segmentów są małe instalacje OZE – źródła o mocy od 50 kW do 1 MW, które wypełniają przestrzeń między domowymi mikroinstalacjami a wielkoskalowymi farmami. Choć ich liczba stale rośnie, wyzwania związane z integracją tych źródeł z krajowym systemem energetycznym dopiero przed nami.

Wzrost o jedną czwartą w rok

Według danych Urzędu Regulacji Energetyki, pod koniec 2024 roku w Polsce funkcjonowało już 6977 małych źródeł odnawialnych – o ponad 1350 więcej niż rok wcześniej. To wzrost rzędu 24,1 proc. względem 2023 roku. Instalacje te wygenerowały blisko 4,8 TWh energii elektrycznej, a łączna moc zainstalowana w tym segmencie przekroczyła 5 GW.

Dominującym rozwiązaniem – podobnie jak w sektorze mikroinstalacji – pozostaje fotowoltaika. Źródła PV stanowią ponad 82 proc. wszystkich małych instalacji i odpowiadają za niemal 90 proc. zainstalowanej mocy w tym segmencie. Na drugim miejscu znalazły się małe elektrownie wiatrowe, z udziałem wynoszącym około 12 proc. w produkcji energii. Uzupełnieniem krajobrazu są małe hydroelektrownie i biogazownie.

Rozproszona produkcja, scentralizowane wyzwania

Choć rozwój małych instalacji znacząco zwiększa rozproszenie energetyczne w kraju, powstają one najczęściej w lokalizacjach, które nie są naturalnie powiązane z dużymi odbiorcami energii. Brakuje infrastruktury lokalnego zużycia – szczególnie w przemyśle czy usługach komunalnych – która mogłaby przejąć produkcję bezpośrednio z pobliskich źródeł. W efekcie coraz częściej energia trafia do sieci, powodując przeciążenia i ryzyko występowania tzw. cen ujemnych.

Zdaniem Tomasza Drzała, prezesa Krajowej Izby Klastrów Energii i OZE, to poważny problem: „Z jednej strony mamy rozbudowaną sieć źródeł, z drugiej wciąż za mało narzędzi, które pozwalałyby efektywnie nią zarządzać – choćby magazynów energii, systemów bilansowania czy połączeń bezpośrednich między producentami a odbiorcami.”

Małe instalacje, wielkie ograniczenia formalne

Innym czynnikiem wpływającym na popularność małych instalacji jest fakt, że nie wymagają one koncesji od Prezesa URE. W przypadku większych źródeł, obowiązek koncesyjny oznacza wyższe koszty operacyjne i administracyjne, a często także konieczność angażowania wyspecjalizowanych kancelarii. To prowadzi do zjawiska dzielenia inwestycji na mniejsze jednostki, aby uniknąć obowiązków regulacyjnych.

Na przeszkody napotykają również samorządy, które – mimo potrzeb i chęci – nie mogą w prosty sposób rozwijać produkcji energii, ponieważ działalność w tym zakresie interpretowana jest jako gospodarcza, co wyklucza ich wpis do rejestru małych wytwórców. Tymczasem wiele gmin chciałoby wykorzystać energię z OZE w swoich oczyszczalniach, szkołach czy instytucjach kultury.

Czas na drugi etap transformacji

Eksperci podkreślają, że obecny etap rozwoju wymaga kolejnych reform. Jeśli chcemy, aby małe źródła naprawdę stały się filarem transformacji energetycznej, musimy zadbać o to, by energia była zużywana tam, gdzie powstaje. Niezbędne są inwestycje w lokalne sieci, systemy zarządzania popytem, linie bezpośrednie oraz elastyczne formy współpracy producentów i odbiorców.

„Zrobiliśmy pierwszy krok – zbudowaliśmy fundament w postaci tysięcy instalacji. Teraz potrzebujemy struktur, które pozwolą nam tę energię dobrze zagospodarować. W przeciwnym razie ryzykujemy, że potencjał, który udało się uruchomić, nie zostanie właściwie wykorzystany” – konkluduje Tomasz Drzał.