Ustawa o OZE z 2015 roku i jej nowelizacja rok później przeniosły na polski grunt znany w wielu krajach format “niezależnej wyspy energetycznej”, czyli klastra energii. Ich rozwój można porównać do kwitnącego w Polsce lat dziewięćdziesiątych drobnego handlu – nikt nie będzie narzekał na jego pojawienie się, ale o odpowiedzialną refleksję nad kierunkiem już dużo trudniej.
Słusznie możemy pokładać sporo nadziei w uniknięciu czarnych prognoz kreślonych przez Polskie Sieci Energetyczne w 2015 roku o blackoucie właśnie dzięki klastrom energii. Bardzo luźny format powstawania, uczestnictwa i ich rozbudowy to chyba główna przyczyna ich sukcesów i ich rosnącej popularności – dziś jest ich około 70 (dokładnych statystyk nie ma), mogą być tworzone na poziomie jednego powiatu lub maksymalnie pięciu gmin. Uczestnikami mogą być zarówno zwykły Kowalski, firma jednoosobowa, lokalny NGO, duże przedsiębiorstwo, jednostki samorządu terytorialnego czy instytuty badawcze. Celem jest nie tylko wytwarzanie energii elektrycznej z OZE, ale (o to dziś nadal trudno) jej równoważenie na poziomie dystrybucji oraz obrotu. Z punktu widzenia OSP to bardzo ważne nowe zjawisko znane wcześniej tylko z dużych zakładów produkcyjnych z własną rozbudowaną siecią dystrybucyjną. Teraz tę funkcję mają przejąć rozproszeni inwestorzy.
Kluczem do sukcesu klastra energii jest oparta na jasnych zasadach współpraca wszystkich zrzeszonych w jego ramach podmiotów. Sporym wyzwaniem dla założycieli klastrów do tej pory było jednak przekonanie przedstawicieli samorządów do nie tylko przystąpienia do tej formuły, ale aktywnego udziału.
Naszym zdaniem istnieją trzy główne przyczyny – po pierwsze klaster jako “tylko” porozumienie cywilno-prawne wygląda “aż” jak wspólna inwestycja i projekt niczym partnerstwo publiczno-prywatne. Z nim wiąże się sporo obowiązków i ryzyk niewypełnienia zadań publicznych przez prywatnych inwestorów. Nie bez powodu klastry nie są spółkami czy wehikułami inwestycyjnymi, byłaby to zbyt wąska formuła na takie zadanie zakładające szybki rozwój tej instytucji przez wielu rozproszonych, ale skupionych na jednym celu inwestorów.
Po drugie, panuje powszechne przekonanie, że polityka energetyczna i środowiskowa to monopol władzy centralnej, a jedynie sieci ciepłownicze i wodno-kanalizacyjne są w posiadaniu i zarządzie JST. Nic bardziej mylnego – JST są w szczególności w mniejszych gminach największymi wytwórcami i konsumentami energii (prądu i ciepła) zatem ich brak troski o regionalną politykę energetyczną i np. rosnące uzależnienie od importu drożejącej energii elektrycznej powinny być oceniane jako rażąca niegospodarność. Budynki użyteczności publicznej to na mapach gmin największe wyspy uciekającego ciepła i brak inwestycji w ich efektywność energetyczną (np. termomodernizację) powinien być obawą o kontrolę NIK albo RIO.
Po trzecie, niestabilność legislacyjna mająca swoje źródło w Warszawie już sprawia problemy rozproszonym inwestorom prywatnym, którzy nie chcą i nie są w stanie nadążyć za kolejnymi nowelizacjami ustaw i rozporządzeń czy kolejnymi terminami aukcji organizowanych przez URE. Dlatego to państwo, ale nie ministerstwa czy agendy rządowe lecz JST, powinny wziąć na siebie część ryzyka inwestycyjnego w takich projektach i reprezentować wspólnie cel zwiększenia niezależności energetycznej regionu.
Na koniec warto wspomnieć, że cele są szczytne, ale obarczone warunkami technicznymi i ekonomicznymi. Budowa klastra, a nawet lokalnego rynku energii jest możliwa, ale bez powstania lokalnego Operatora Sieci Dystrybucyjnej (OSD) nie ma większego sensu. Znamy głównie z południa Polski przypadki zasadniczo udanej, ale bardzo powolnej współpracy z lokalnym monopolem dystrybucyjnym. Aby kolejni nowy wytwórcy nie czekali nawet kilkanaście miesięcy na podłączenie do OSD, potrzebne jest powstanie w ramach klastra alternatywnej sieci dystrybucyjnej. Tym samym łatwiejsze będzie osiągnięcie stanu samobilansowania, celu szczególnie ważnego z punktu widzenia bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej całego kraju.
Formacja klastra energii niejednokrotnie stanowi też fundament wielostronnej współpracy, w ramach której podejmowane są później kolejne działania inwestycyjne i badawcze, np. prace badawczo-rozwojowe (B+R) i komercjalizacyjne w zakresie technologii OZE, efektywności energetycznej czy rozwiązań zeroemisyjnych i zielonych.
Co możemy zatem osiągnąć dzięki klastrom? Samorządy suwerenne energetycznie. Nie wystarczy wymiana pieców w domach, ani prosta sortownia i spalarnia śmieci. JST mają nie tylko biernie patrzeć na nowe inwestycje energetyczne, ale również je współtworzyć. Wszystkie te potrzeby mają charakter lokalny, a zatem logika subsydiarności wskazuje, że powinny być kierowane adekwatną polityką gospodarczą na szczeblu JST oraz osadzonych w jej społeczności innych instytucji. W horyzoncie kolejnych dekad, inwestycja w rozproszone źródła energii oraz ścisła współpraca na poziomie klastra zabezpieczą JST przed potencjalnymi konsekwencjami katastrofy klimatycznej.
Nie wiadomo też, który szczebel administracji samorządowej miałby być odpowiedzialny za lokalne bezpieczeństwo energetyczne. Wydaje się, że powinny być za nie odpowiedzialne powiaty, bo do ich kompetencji należy w tej chwili szeroko rozumiane bezpieczeństwo obywateli. Niestety zamknięty katalog zadań oraz brak możliwości prowadzenia działalności gospodarczej poza sferę użyteczności publicznej uniemożliwia powiatom wzięcie odpowiedzialności za bezpieczeństwo energetyczne regionu.
Bartłomiej Kupiec, Michał Hetmański, analitycy Fundacji Instrat
Obraz schropferoval z Pixabay